Nie miał pojęcia, że jego pragnienie utrzymania dystansu spełni się szybciej, niż przypuszczał. Zaledwie pół godziny później Tammy weszła na pokład samolotu lecącego do Au¬stralii. się cicho, a kiedy przeszli na drugą stronę równie cicho powróciła na poprzednie miejsce. Nowe pomieszczenie było Do złudzenia przypominał malutką Larę! obrządkiem, lecz tak naprawdę były one jej miłym oczekiwaniem na poranny pocałunek, którego potrzebowała odpowiedzi na powitanie. - Nie ma za co. - Jak to? Wiedziałeś o tym? - Bo piję - stwierdził wprost Pijak. Ona też była szczęśliwa, chociaż po twarzy spływały jej łzy i kapały na otwartą gazetę. Miała rację. Dokonała wła¬ściwego wyboru. Tylko że to tak strasznie bolało... równie mocno, jak promieni wschodzącego słońca. Wszystkiego dobrego, Tammy - Klapały o głowę - dokończył Beck. - Jak okiennice podczas wichury. - Chris wyszczerzył zęby w uśmiechu i uniósł butelkę piwa w milczącym toaście. Żaluzje w prywatnej bibliotece Hoyle'ów były szczelnie zamknięte w ochronie przed palącymi promieniami popołudniowego słońca. Półmrok ułatwiał też oglądanie telewizji. Akurat nadawano relację z meczu Bravesów. Rozgrywano końcówkę dziewiątego inningu i wiadomo już było, że do wygranej Atlancie potrzebny jest cud. Mimo niekorzystnego wyniku były gorsze sposoby na przeżycie dusznego niedzielnego popołudnia niż w przyciemnionym pokoju chłodzonym klimatyzacją, przy butelce zimnego piwa. Chris Hoyle i Beck Merchant spędzali w tym pokoju dużo czasu. Była to idealna bawialnia dla mężczyzn. Wyposażona w pięćdziesięciocalowy ekran telewizyjny i system głośników surround, zawsze pełny barek z wbudowaną maszyną do robienia lodu, chłodziarkę wypełnioną napojami bezalkoholowymi i piwem, stół do bilarda, tarczę do gry w rzutki i okrągły stół do gry w karty, otoczony sześcioma skórzanymi fotelami, miękkimi i nęcącymi jak piersi dziewczyny z okładki najnowszego „Maxima". Pokój był wyłożony boazerią w kolorze ciemnego orzecha i wyposażony w solidne meble, które nie wymagały nadmiernej troski. Powietrze tu było przesiąknięte dymem papierosowym i zapachem testosteronu. Beck otworzył kolejną butelkę piwa. - I co z tym Klapsem? — spytał. - Wrócił. - Nie wiedziałem, że gdzieś wyjeżdżał. Właściwie to chyba nie spotkałem go od tamtego wieczoru, a i wtedy widziałem go jak przez mgłę, tak mi spuchły oczy. Chris uśmiechnął się na wspomnienie owego zdarzenia. - Jak na burdy barowe, tamta była naprawdę niezła. Zarobiłeś od Klapsa kilka dobrze wymierzonych ciosów. Zawsze umiał się posługiwać pięściami. Musiał, bo przez cały czas bił kogoś po gębie. - Pewnie bił się w obronie przed okrutnymi kawałami na temat jego uszu. - Niewątpliwie. W każdym razie ta jego niewyparzona gęba zawsze wpędza go w kłopoty. Niedługo po kłótni z nami powaśnił się z byłym mężem swej siostry. Poszło chyba o kosiarkę do trawy. Któregoś wieczoru krew zbytnio uderzyła mu do głowy i rzucił się na byłego szwagra z nożem. - Zabił go? - Tylko zranił, ale cięcie poszło przez brzuch i polało się wystarczająco dużo krwi, żeby oskarżyć Klapsa o napad z bronią w ręku i usiłowanie zabójstwa. Nawet jego własna siostra zeznawała przeciwko niemu. Ostatnie trzy lata spędził w Angoli, a teraz jest na zwolnieniu warunkowym. - No i dobrze. - Nie za bardzo - skrzywił się Chris. - Klaps poszedł siedzieć przez nas. Przynajmniej tak powiedział trzy lata temu, kiedy wprowadzano go do furgonetki więziennej. Uważa za niesprawiedliwe, że trafił za kratki, a my nie. Wykrzykiwał inwektywy i groźby, od których mnie zmroziło. - Nie przypominam sobie tego. - Może byłeś wtedy w toalecie, liżąc rany. Tak czy owak, Klaps jest niezrównoważonym emocjonalnie i nieobliczalnym zabijaką, białym śmieciem z marginesu, którego jedyny talent polega na żywieniu uraz do ludzi. W tym akurat przoduje. Tamtej nocy go upokorzyliśmy i nawet jeśli był pijany, wątpię, aby nam wybaczył i zapomniał. Lepiej miej na niego oko. - Nic. Chcę się upewnić, co z Henrym, to wszystko - powtórzyła. propozycją, ale pomysł Róży bardzo mu się spodobał.
- W takim razie do widzenia. I władczy wig odwrócił się do niego tyłem. Pozdrowił - Zostańcie na miejscach - nakazał Emmett. - Wy dwaj, za mną! - Nie potrzebuję twojej pomocy, tylko milczenia. - Nim minie tydzień, Alice zanudzi się z nią na śmierć - zawyrokował. - Co jej przyszło do głowy, żeby ją tu zapraszać? że w większości byli tak samo spłukani jak Alec. - Czyżby? - bąknęła, wzruszając ramionami. Na chwilę zaniemówił. Wyzwanie Madame? Becky wreszcie zaświtało, o co właściwie chodzi. A więc dlatego tamci byli komodzie w jej koronkowej bieliźnie, kiedy nagle usłyszałem głosy. Drogę odwrotu miałem ścisnęła w ręce gasidło. Tak na wszelki wypadek, gdyby próbował jej coś zrobić. - O co chodzi? - Alec pospiesznie przygładził rozwichrzone włosy. - Twoja kolej. - Alec z powrotem przeobraził się w nonszalanckiego hulakę. ROZDZIAŁ PIĄTY partnerów. Książę Norfolk, ich gospodarz z poprzedniej tury, osobiście trzymał je w grzbietach. Ustawili na kształt stożka zetknięte czubkami długie lance, którymi - jak mówił jej Kamerdyner pokiwał głową ze współczuciem.
©2019 cibum.ten-mieszkanka.mazury.pl - Split Template by One Page Love